Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Władysławowo. Właściciele wędkarskich jednostek protestowali i zablokowali drogę na Półwysep Helski. Były spięcia z turystami | FOTO, WIDEO

Dotkliwy - zwłaszcza dla turystów - był sobotni protest we Władysławowie, podczas którego armatorzy wędkarskich jednostek zablokowali jedyną drogę na Półwysep Helski. Mimo wszystko było spokojnie, choć między letnikami a właścicielami morskich jednostek dochodziło do spięć.

Protest właścicieli wędkarskich jednostek we Władysławowie

Nie tak liczny, jak zapowiadano, był sobotni protest armatorów jednostek wędkarskich we Władysławowie (10.07.2021). Na trasie do Helu zjawić się miało ok. 70 osób, a była mniej więcej połowa, choć i to wystarczyło, by zablokować wojewódzką drogę na ok. 5 godzin. Armatorzy z rodzinami, uzbrojeni we flagi, transparenty i syreny, przechodzili przez pasy, nie dając przejeżdżać samochodom.

Turyści jadący przez Władysławowo, ale też dostawcy towaru, musieli czekać w korku ok. pół godziny na pauzy w akcji, by protestujący - we współpracy z policjantami z KPP Puck - na kilka minut rozszczelniali blokadę i przepuszczali sznurki samochodów.

Dostawcy malin, którzy w sobotnie przedpołudnie zatrzymali się kilkaset metrów przed Biedronką we Władysławowie, nie mogli czekać - dwójka chwyciła kartonowe pudła i nie bez wysiłku zaniosła je na stoisko.

Motocykliści takich problemów nie mieli, bo ci bardziej niecierpliwi zsiadali, gasili silniki i przepychali swoje maszyny po chodniku - przy aprobacie policji.

I choć stanie w upalny dzień w korku na Półwysep Helski nie należało do najprzyjemniejszych zadań, to generalnie letnicy nie narzekali.

- Do Warszawy jedźcie! Tu mało kto was zobaczy i usłyszy! - krzyczał do wędkarzy kierowca z Podlasia. - Trzymajcie się!

Protest armatorów wędkarskich jednostek we Władysławowie. Bl...

Część ze zmotoryzowanych turystów mijając protestujących, trąbiła na znak poparcia. Podobnych gestów nie brakowało, choć zdarzały się też mniej przyjazne reakcje.

- Do porządnej roboty się bierzecie, a nie tu łazicie bez sensu - dobiegło z kilku aut.

Napięcia nie wytrzymał też jeden z biegaczy, którzy zjawił się od strony Chałup. Mijając w niczym mu niewadzących właścicieli morskich jednostek, wyzwał ich od nierobów i kazał szukać "normalnej pracy".

- Chcemy pracować, ale nie mamy jak - wytłumaczył mu jeden z uczestników protestu we Władysławowie.

Tak wywiązała się dyskusja, która przerodziła się w spięcie i mogło dojść do bójki. W tym momencie wkroczyli czekający na poboczu policjanci. Krewkiego biegacza zaprosili do swoich aut, odbyli kilkuminutową rozmowę i wypuścili.

Biegacz, mijając grupę ubranych w kamizelki armatorów, nie powiedział już ani słowa.

Protest armatorów rybołówstwa rekreacyjnego we Władysławowie. 10.07.2021 r. Blokada Półwyspu Helskiego

Protest właścicieli wędkarskich jednostek we Władysławowie - po co taka akcja?

Właściciele wędkarskich jednostek doskonale zdawali sobie sprawę, że ich weekendowy protest na jednej z najpopularniejszych tras nad morze, wzbudzić mieszane uczucia podróżujących.

- Jaki mamy wybór? Nie mamy już innych możliwości - w odpowiedzi pyta Waldemar Giżanowski, armator z Kołobrzegu z 20-letnim stażem w branży i prezes Stowarzyszenia Armatorów Jachtów Rybołówstwa Rekreacyjnego. - My chcemy pracować, ale nie możemy. Bałtyk od 2020 roku jest zamknięty dla połowu dorsza. Z naszych nieoficjalnych informacji z Brukseli wynika, że zakaz będzie obejmował też lata 2022-2023.

Branża wędkarska naruszona koronawirusem ucierpiała, tak samo jak cała gospodarka. Tyle że handel, hotelarstwo gastronomia i inne rodzaje usług mogły stopniowo wracać do normalnego trybu pracy.

- My takiej możliwości nie mamy - mówi Giżanowski i akcentuje, że armatorzy nie liczą na jałmużnę, tylko konkretne rozwiązania. - Zwracamy się do pana premiera z prośbą o umożliwienie nam przekształcenia się na inną działalność gospodarczą, ale chcemy zlikwidować nasze jednostki na takich warunkach, jak likwidują je rybacy komercyjni.

Ci są w lepszej sytuacji niż branża rybołówstwa rekreacyjnego, bo mają z Brukseli finansowe wsparcie do 2027 roku -związany z zakazem połowów na Bałtyku.

Każdy kolejny rząd nie dostrzega ciężkiej sytuacji rybołówstwa rekreacyjnego - mówili we Władysławowie podenerwowani armatorzy, którzy od 1,5 roku stoją na cumach w portach. I porównują sytuację ich jednostek do samochodów: stojące przez 3-4 lata auto na podwórku będzie sukcesywnie niszczało.

- Moja jednostka na starcie kosztowała 1,2 mln. Po wymianie silnika i innowacjach wartość wzrosła do 1,5 mln. I co? Nic, bo stoi w miejscu. Kumulują się koszty, a zysków jest zero - podliczają protestujący.

Stąd nasze akcje: nikt nie chce z nami rozmawiać, kompletnie nikt. Trzeba dodatkowo pracować, by dorobić do emerytury, bo nie mamy za co żyć. Jest tragedia.

Chcą od rządu 70 milionów złotych - to zakończy problem

Armatorzy wystąpili do Ministerstwa Rolnictwa o kwotę 70 milionów złotych. Jednorazowa wypłata skutecznie rozwiązałaby rządowy problem z rybołówstwem rekreacyjnym.

- Zamiast tego dostalibyśmy szczątkową kwotę, na przetrwanie roku - wylicza armator z Kołobrzegu. - Jeśli co roku otrzymamy po 200 tysięcy, to przetrwamy, ale czy jest sens? To przecież jest w ogóle bez sensu.

Armatorzy podkreślają, że w rozmowie z urzędnikami - którzy mogą poprawić ich los - tracą czas. Gdy ze swoimi pytaniami o przyszłość idą do Ministerstwa Rolnictwa, są odsyłani do Ministerstwa Infrastruktury. Gdy tu pytają, słyszą, że ze swoimi kwestiami muszą się zwrócić do... Ministerstwa Rolnictwa.

- Sytuacja jest kuriozalna - ocenia Giżanowski. - Na dobrą sprawę nie wiemy, do kogo mamy kierować pytania, więc tutaj, dzisiaj pytamy pana premiera. Niech może on określi, kto ma się zająć naszym problemem.

Mój cały majątek stoi na sznurkach w porcie. I takich jak ja jest dużo. Niedawno jednostka armatora zadłużonego na 500 tysięcy złotych została sprzedana komornikowi za 35 tysięcy. Ma się kilku z nas powiesić, by do rządzących dotarło, że sytuacja jest naprawdę poważna?

Protest we Władysławowie był już drugim w ciągu ok. tygodnia, który wszczęli armatorzy jednostek rybołówstwa rekreacyjnego. Na początku miesiąca blokowali drogę w Ustce i Łebie, ale niewiele w ten sposób wskórali. Teraz akcję powtórzyli i wydłużyli do kilku godzin.

Co dalej? Protest będzie kontynuowany do skutku - zapwiadają w Sztabie Kryzysowym Rybołówstwa Rekreacyjnego.

- Nie jesteśmy za tym, by protestować, blokować, utrudniać życie mieszkańcom - zapewniw Waldemar Giżanowski. - Z każdej większej jednostki żyły 4 rodziny. Jesteśmy za tym, by ktoś wreszcie usiadł z nami do rozmów i określił jasno stanowisko rządu i jak widzi rozwiązanie sytuacji.

Od pół roku, mówili we Władysławowie właściciele kutrów, nikt z obu ministerstw nie umówił się z nimi na spotkanie. Bez echa pozostają też słane do Warszawy pisma.

- Jak inaczej mamy na siebie zwrócić uwagę? Jak stoimy cicho w portach, to rząd sądzi, że nie ma problemu - mówi Waldemar Giżanowski. - Minister Gróbarczyk uważa, że to, co dostaliśmy, to jest aż nadto, a my jesteśmy oszustami i próbujemy wyłudzić jakieś historie... To jest kpina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na puck.naszemiasto.pl Nasze Miasto